niedziela, 24 marca 2013

♦ Drugi dzień - Tajemnicza kobieta.

~ Laura ~


          Gdzie my jesteśmy? Co tu robimy? Jak przeżyjemy? - te i inne pytania z ogromnym hukiem krążyły po mojej głowie. Na dodatek Vivienne gdzieś nam 'uciekła' i nie dość, że nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy to musimy szukać czerwonowłosej. To moja najlepsza przyjaciółka i nie chcę by coś jej się stało, ale to straszna wyspa i podejrzewam, że już sobie trochę krzywdy narobiła. Zaczęłam się rozglądać po 'okolicy' - ani jednej żywej duszy. No prócz mnie i reszty drużyny. Roach już wszczął poszukiwania kolorowej.

- Według mapy jesteśmy na jakiejś wyspie - oznajmił nam wszystkim Freddie. Pasażer na gapę, ale nie rozumiem po co nam mówił, że jesteśmy na wyspie skoro to wiemy - to jest tajemnicza wyspa, na której zaginęło wiele ludzi.
- Freddie, zamknij się i zamiast nas straszyć lepiej żebyś nam pomógł szukać koleżankę, a nie - warknął wkurzony Harry. Mój brat miał słabe nerwy, a to że tkwimy w nieznanym dla nas miejscu jeszcze bardziej go dołuję. 

Westchnęłam i zaczęłam iść za grupą. Nie wiedziałam gdzie, ale miałam nadzieję że szybko ją odnajdziemy. Przecież ona sobie tu nie poradzi. Znaczy - owszem - jest uparta, dzielna, odważna i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, no ale przecież nie wiadomo co na tej wyspie jest i czy przypadkiem nie grasują tu jakieś straszne owady, które jednym dotknięciem mogą zabić człowieka albo czy nie ma tu jakiegoś psychicznego człowieka, który tylko czeka na swoje ofiary.

- Ej, patrzcie ! - Zayn wskazał w jedno miejsce - tam ktoś jest !

Podeszliśmy bliżej. Ktoś rzeczywiście tam był. Był to jakiś mężczyzna. Chudy, prawie że nagi, całkiem łysy. Siedział skulony chyba coś jedząc. Roach podszedł bliżej, a facet słysząc kroki spojrzał na nas. Przeraziliśmy się, bo całą twarz miał w krwi, a w ręku trzymał coś przypominające czyjąś rękę albo... coś w tym guście. Nadine wrzasnęła, a mnie na widok mnóstwa krwi i tej ręki aż zemdliło. Zrobiłam się cała blada, a potem... poczułam czyjeś szarpnięcie i zemdlałam.



Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i prawej ręki. Rozejrzałam się na wszystkie strony i nagle zobaczyłam jak w oddali leży Niall, Zayn i Liam przykryci jakimś kocem, oraz Louisa który co chwila się wiercił i Freddiego, który coś patrzył na mapie. Jedynie Nadine i Roach nie mogłam odnaleźć wzrokiem. 

- Tu jestem - uśmiechnęła się do mnie Nadine, która nie wiadomo jak znalazła się tuż obok - Roach rozmawia z Larysą. 
- Larysa? - zdziwiłam się. Pierwsze słyszę - kto to ?
- Pomogła nam się schronić i opowiedziała trochę o wyspie - wzięła wdech - ta wyspa nie jest NORMALNA - dała nacisk na 'normalna' - nawet sobie nie wyobrażasz ile nam może tutaj grozić niebezpieczeństw.
- Coś gorszego niż facet z ręką? - zakpiłam.
- O wiele gorszego Laura - blondynka usiadła obok mnie - nie zdajesz sobie sprawy co kiedyś tu było, co teraz nam grozi. Musimy się stąd jakoś wynieść... musimy, rozumiesz?
- Tak - westchnęłam - ale nie zapominaj, że najpierw musimy znaleźć Vivienne. Dopiero potem możemy uciekać.
- Wiem... wiem.

Nie wiem ile tak siedziałyśmy, ale z pewnością długo. Jakoś nie specjalnie ufam Larysie. Co to za imię? Po za tym, z pewnością - jak mówi Nadine - ta wyspa nie jest normalna. Przecież nawet jeśli kiedyś była dobra, to miejsca w których nie ma społeczeństwa totalnie zmieniają ludzi w nich będących. Przecież to jest... to jest... jak można w takim czymś mieszkać? Co to ma być ? Współczesna wersja 'Zagubionych'? Nie chcę tu być... chcę wrócić do domu. Do Londynu. Tego deszczowego, z wielkimi sklepami, tego w którym mam przyjaciół choć ich część jest tutaj. Właśnie na tej wyspie. Czasami żałuję, że podjęłam się pracy archeologa, bo mogłam zostać psychologiem, albo... lekarzem. To nie ! Zachciało mi się iść w ślady brata i zostać archeologiem. Gdybym wiedziała, że to wszystko potoczy się w taki, a nie inny sposób - nigdy bym nim nie została. No, ale ma to też swoje plusy. Takie jak: odkrywanie nowych ziem, rzeczy itd. W moim przypadku - czyli typowego pechowca - musiałam odkryć tajemniczą wyspę o jeszcze bardziej tajemniczej nazwie.


Patrzyłam na księżyc. Pierwsza rzecz, która mi się spodobała na tej wyspie. Stąd widać calutki księżyc - nie taki mini jak zazwyczaj widać, ale - pełny. Dokładnie taki jak w kosmosie, no może ciut mniejszy ale niewiele. To takie piękne zjawisko. Siedziałam i tak bardzo chciałam znaleźć się już w moim mieście. Tęsknie za mamą, za siostrą. Mądra jako jedyna z rodzeństwa nie została archeologiem. Ma szczęście dziewczyna. Jest ode mnie i Harrego starsza. Ma 26 lat. Ale tak naprawdę niewielka różnica wiekowa. Poczułam, że ktoś siada obok mnie. Zobaczyłam Mulata. Chłopak delikatnie się do mnie uśmiechnął. Należał do grona moich przyjaciół, ale niewiele o nim wiedziałam. Był bardzo tajemniczy, trochę skryty. Tylko Liam i Harry znali go doskonale - każdy jego sekret. Tak naprawdę Zayn podoba mi się od wielu lat. Ta jego tajemniczość mnie pociąga. Jest on przystojny - nawet bardzo. Poniekąd dlatego nie startuję do niego. To mój przyjaciel. Jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, z tą różnicą że nie chciał mi mówić swoich sekretów, kiedy to ja wypłakiwałam się na jego ramieniu gdy jakiś chłopak mnie rzucił bądź gdy dostałam jedynkę w szkole. To było jak byliśmy w gimnazjum. Jest prawdziwym przyjacielem, dlatego po prostu cieszę się, że go mam.

- Boisz się? - zapytałam Mulata patrząc na księżyc.
- Ja? - zaśmiał się - ja niczego się nie boję.
- Na pewno ? - uniosłam brew - jestem pewna, że jest coś czego się boisz.
- Jest - przerwał kłócąc się sam ze sobą, widziałam to po nim - jest jedna rzecz.
- Słucham ?
- Boję się wyznać swoje uczucia koleżance... - spojrzał na mnie smutno - kolegujemy się dobrych parę lat, ale nie potrafię jej tego wyznać - teraz on patrzył na księżyc.

Moja nadzieja prysnęła jak bańka mydlana. Ale to mój przyjaciel... nikt więcej. 

- Nie bój się - szepnęłam - w życiu trzeba ryzykować. Pamiętaj, że jeśli nie spróbujesz to nigdy się nie dowiesz, czy ona czuję to samo.

Wstałam i odeszłam zostawiając go samego ze swoimi myślami. Boję się jutra... co wtedy będzie?
  

Wstałam o świcie, a i tak zauważyłam że jako ostatnia byłam w 'jaskini' więc poszłam szukać drużynę. Jednak nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Nagle zobaczyłam jakąś kobietę. Chyba była to Larysa, więc podeszłam do niej.

- Cześć, jesteś Larysa? - spytałam dla pewności.
- Tak - uśmiechnęła się - w czym mogę pomóc?
- Gdzie są wszyscy ? - miałam nadzieję, że zrozumie o kogo mi chodzi dokładnie.   
- Poszli po kilka potrzebnych rzeczy - uśmiechnęła się tym razem w jakiś sposób tajemniczo - poszli w tamtą stronę - wskazała w którą - jak chcesz to dojdź do nich, na pewno nie są daleko.
- Dzięki - spojrzałam na nią niepewnie, po czym poszłam w podanym kierunku.

 [Jakiś czas później]

...Jeśli kiedyś będziesz na wyspie nigdy nie idź za wskazówkami Larysy. O ile takową kobietę spotkasz. Opiszę wygląd dla ułatwienia. Długie brązowe włosy, pomarszczona skóra, na oko gdzieś z czterdzieści lat. Rana pod okiem no i znamię w kształcie smoka na prawym ramieniu. Tyle chyba wystarczy... prawda? 
Zrobiła mnie w konia łatwiej mówiąc. Oni tam na pewno nie poszli, a ja się zgubiłam. Nie dość, że nie ma Vivienne, to jeszcze ja im zaginęłam. O ile moje zdanie na temat kobiety jest prawdziwe to z pewnością wymyśli jakąś wymówkę mojej ekipie tak by uwierzyli w bajeczkę. To jest podstępna żmija... ledwo ją znam, a już jej nienawidzę. Co ta wyspa robi z ludźmi...?

Weszłam na skalną górkę, by zobaczyć gdzie mniej więcej jestem. Jednak nie mogłam nic konkretnego znaleźć. Spojrzałam na mapę. Szczęście w nieszczęściu - że w ogóle takową miałam. Nagle gwałtownie się poślizgnęłam i upadłam raniąc przy tym sobie nogę i skręcając kostkę. Co ja teraz zrobię?

- Cholera... - mruknęłam ocierając ranę z krwi jakimś liściem.

Od Laury: Oto drugi dzieńMam nadzieję, że wam się spodoba bo starałam się opisać to w miarę ciekawie. Przepraszam za błędy i do napisania...
Czytasz - komentujesz